Klimat! Mówcie co chcecie, ale ja uważam że horrory japońskie biją na głowę te produkcji USA. I nie chodzi mi tu o efekty specjalne (bo to przecież oczywiste, że amerykańskie filmy pod tym względem są na szczycie), czy nawet aktorstwo, ale o KLIMAT. O atmosferę. Japońskie horrory różnią się tym od amerykańskich, że nie zalewają rynku filmami błędnie zaklasyfikowanymi do tego gatunku filmowego (dobrych, prawdziwych horrorów z krwi i kości już coraz mniej!) - przez horror rozumiem rzeczy paranormalne, działające na psychikę, powodujące ciarki na plecach przez budowanie napięcia i grozę. Ale nie przez lejącą się wszędzie krew!
I choć w "Infekcji" jest dużo krwi, to klimat i tak świetny. Napięcie, miejscami niepokojąca cisza... Cudo. Pomijam już fakt, że fabularnie nie jest najwyższych lotów, bo - jakby nie patrzeć - jest trochę głupawy. I bardzo dziwny. Ale to ostatnie to akurat zaleta. Nie ma nic lepszego, niż po skończonym seansie porozmyślać na jego temat i spróbować sobie odpowiedzieć na pytania, na które odpowiedzi trudno było znaleźć w samym filmie.